Drugie spotkanie z Melchiorem Wańkowiczem i reportażem literackim. Spójrzcie, jak relacja przeplata się z refleksją... i poczuciem humoru.
Drugie spotkanie z Melchiorem Wańkowiczem i reportażem literackim. Spójrzcie, jak relacja przeplata się z refleksją... i poczuciem humoru.
Po raz kolejny Melchior Wańkowicz udowadnia, że reportaż to nie drugorzędny gatunek literacki. Tędy i owędy to reportaż literacki Wańkowicza z 1961 roku. Opisuje w nim swoje życie w Warszawie po powrocie z emigracji. W Tędy i owędy Wańkowicz pokazuje, jak wiele zależy od nastawienia człowieka do życia, świata i ludzi. Zdruzgotany po śmierci Krysi, musiał się podnieść i żyć dalej. Miał przecież dla kogo: żony i młodszej córki Marty (Tili), dla wnuczek. W końcu również dla swoich czytelników, których miał całe rzesze. To kronika schyłku życia znanego i uznanego pisarza, który nie stroni od zwykłych ludzkich spraw i świetnie odnajduje się w środowisku ludzi spoza głównego nurtu historii. Patrzy na na nich z wyrozumiałością i szacunkiem, opisuje ich życie z sympatią i poczuciem humoru.
Wańkowicz z zapałem "walczył" o uznanie dla reportażu. Popularność i uznanie czytelników jakie osiągnął pokazują, że była to walka skuteczna. Stworzył reportaż literacki, któremu nadał swój indywidualny, trudny do podrobienia styl. Połączył reportaż z gawędą (sam był niezrównanym gawędziarzem). A nie jest to połączenie oczywiste. W pewnym sensie gawęda i reportaż są gatunkami wykluczającymi się. Gawęda zawiera subiektywny punkt widzenia, nie stroni od dygresji i zmyślenia, opowiada najczęściej o czasach minionych. Reportaż to gatunek, od którego wymaga się obiektywizmu i więzi z bieżącymi wydarzeniami. Tymczasem dzięki temu połączeniu Wańkowicz osiągnął piorunujący efekt: współczesne mu dzieje wojen i pokoju opisuje w sposób bliski czytelnikowi, który ma wrażenie, że autor snuje opowieść wprost do jego ucha. A mimo to Wańkowicz dba również o prawdopodobieństwo opisywanych faktów (często przywołuje liczby, umieszcza w tekście cytaty, opiera się na relacjach świadków). Od gawędy zaczerpnął przede wszystkim sposób narracji. Opowiada barwnie, stosuje archaizmy, tworzy neologizmy i nie stroni od języka potocznego. Wańkowicz składa swoje reportaże jak mozaikę albo tka jak dywan. Oto co sam mówi o swoim warsztacie pracy:
Dla wielotomowego w czasie i przestrzeni reportażu wycina się z każdego życiorysu kulminacyjny punkt. Na przykład: przygody w kampanii wrześniowej określonego osobnika; potem szukam ucieczki przez granicę, bo ten, co ciekawą rzecz w kampanii przebył, wcale przez granicę nie szedł. Dopasowuję szereg istnień ludzkich, wreszcie jedno pasuje; ale w tym błyszczy tylko jedno zdarzenie szczytowe, tylko przejście granicy, potem już ktoś spędził resztę wojny w sztabie; teraz dla kontynuacji szuka się lotnika; błyszczy w tym paśmie jego życia chwila, kiedy przebił się przez barierę ogniową nad Hamburgiem, ale stracił rękę, a mój zbiorowy bohater ma jeszcze pracować na emigracji; szukajmy nowego pasemka.
Jeśli słyszał wątpliwości dotyczące faktograficznej jakości swoich tekstów odpowiadał (za legendarnym dziennikarzem The New York Timesa, Jamesem Restonem), że istnieją dwa typy prawdy: dosłowna (literal truth) i syntetyczna (essential truth). Mozaika złożona z kawałków realnej rzeczywistości dawała, według Wańkowicza, uniwersalny obraz zdarzeń.
Zamieszkującą tytułową kamienicę społeczność poznajemy dzięki anegdotom i historyjkom. Autor z dystansem, poczuciem humoru, a niekiedy z ironią (ale pozbawioną złośliwości) opowiada o mieszkańcach kamienicy, w której mieszka wraz z żoną. Jest już znanym i rozpoznawanym pisarzem, ale nie stroni od zwykłych ludzi i ich problemów, dzieli ich radości i kłopoty. Zamieszkującą tytułową kamienicę społeczność poznajemy dzięki anegdotom i historyjkom. Autor z dystansem, poczuciem humoru, a niekiedy z ironią (ale pozbawioną złośliwości) opowiada o mieszkańcach kamienicy, w której mieszka wraz z żoną. Jest już znanym i rozpoznawanym pisarzem, ale nie stroni od zwykłych ludzi i ich problemów, dzieli ich radości i kłopoty.
Szczególnie dużo uwagi poświęca najmłodszym mieszkańcom kamienicy - dzieciom, które chętnie kręcą się wokół jego osoby. Pisarz cieszy się wśród dzieci szacunkiem do czego na pewno przyczynia się fakt, że jest właścicielem mercedesa ( urządzał nawet chłopcom przejażdżki) oraz to, że chętnie częstuje dziatwę cukierkami. Ich współpraca układa się na tyle dobrze, że wkrótce powstają grupy, które działają "na rzecz" Wańkowicza. Agencja Detektywistyczna - chłopcy, którzy zawsze wiedzieli kto, co i jak. Sekcja Regulacji Ruchu, która dbała o bezpieczny wyjazd pisarza z garażu. Agencja Informacyjna przekazywała najciekawsze nowinki (np. o "wybuchach" piecyków gazowych w kamienicy). Agencja Pogotowia Technicznego zgłaszała, która winda nie działa, Agencja Widowiskowa informowała , kiedy w radiu czy telewizji była audycja z Wańkowiczem: A pan Wańkowic wcoraj psez radio mówił... A pana Wańkowica wcoraj ciocia w telewizji widziała... a dzisiaj w "Kulisach" o panu Wańkowicu stojało... . Natomiast Służba Łączności pomagała załatwiać drobne sprawunki. O lojalności i szacunku dzieci wobec pisarza świadczy powitanie, jakie zgotowały mu po powrocie do Warszawy (i kamienicy) z Nieborowa. Dzieciaki czuły wdzięczność do Wańkowicza za to, że traktował je serio, że poświęcał im czas. Tym zdobył ich serce. Nie cukierki były powodem ich odwiedzin w mieszkaniu pisarza, ale właśnie ta uwaga, którą im poświęcał. Z czasem zaczął nie tylko rozdawać słodycze, ale również zapraszać dzieci na przeglądanie książek, prezentowanie nowinek technicznych, zabierał je cyrku i do muzeum. Niektórzy przychodzili do niego, prosząc o pomoc w pisaniu wypracowań. O dystansie pisarza do własnej osoby świadczą słowa:
W toku narracji Wańkowicz nie zapomina o tych, którzy odeszli, wspomina tych wszystkich młodych ludzi, którzy polegli w wojnie i w Powstaniu Warszawskim, patrząc na dzieci powojenne pisze z czułością:
Ależ te oczy dziecinne - oczy, które ujrzały świat po wojnie: czyste, przejrzyste, nic w nich nie ma, wszystko być może, na razie odbijają się w nich obłoki.
Jeszcze bardziej wzruszający jest końcowy fragment rozdziału, w którym pisarz idzie po ciemnej klatce schodowej kamienicy:
Dlaczego w przeważającą ilość dni żarówki nie ma czy się nie pali, jeszcze nie zgłębiłem, bo wyjaśnienia pana Franciszka są dosyć schematyczne: że to ta "zaraza", którą niepotrzebnie rozwydrzam. Idę więc, macając ściany. Słyszę za sobą tupot drobnych kroków. Dziecinna ręka bierze mocno za przegub mojej:
-Panie Wańkowic - to tędy.
"Polska widziana z okna wagonu to kraj bardzo malowniczy” – rozmyślał pewien Francuz, podróżujący pociągiem po Rzeczypospolitej na początku lat trzydziestych. „Budynki stacji kolejowych bardzo schludne i ładne, otoczone kwiatami i krzewami. Tylko jedna rzecz mnie zastanowiła. Prawie wszystkie te stacje noszą tę samą, bardzo trudną do wymówienia nazwę: »Cukier krzepi«. Przynajmniej 80 proc. miejscowości w Polsce tak się nazywa...”.
Historię zdezorientowanego gościa znad Sekwany przedstawił w lipcu 1932 roku dziennikarz „Kuriera Lwowskiego”. I z ironią dopowiadał: „Istotnie, sądząc według reklamy naszego Przemysłu Cukrowniczego, cukier polski ma jakieś wyjątkowo cudowne własności lecznicze. Krzepi, wzmacnia serce i muskuły, grzeje, syci i poi”. (źródło: ciekawostkihistoryczne.pl)
Wiem, co myślicie ... to hasło nie przystaje ani do zasad zdrowego żywienia ani do współczesnego stylu życia. Cóż... reklama dźwignią handlu ... wszak reklam słodyczy nie brakuje również dzisiaj (a nawet jest ich znacznie więcej).
Otóż autorem tego sloganu reklamowego był nie kto inny, jak właśnie Melchior Wańkowicz. Tak, tak ... można go uznać za pierwszego copywritera. Na tym krótkim haśle zarobił niebotyczne, jak na tamte czasy, pieniądze. Nawet ówczesny prezydent Polski Ignacy Mościcki nie zarabiał miesięcznie tyle, ile za swój slogan dostał Wańkowicz.
Slogan zrobił ogromną furorę, podobną do niektórych współczesnych sloganów reklamowych. Jakich? Na pewno przychodzi Wam teraz do głowy wiele haseł reklamowych wykorzystywanych w najrozmaitszych sytuacjach... Brawo Wy!
Oto niektóre z plakatów reklamowych, w których wykorzystano slogan Wańkowicza (znacznie więcej znajdziecie w czeluściach internetu).
Jak Wam się podoba hasło Matko nie żałuj dziecku cukru? Dzisiaj nie ma już chyba mam, które dałyby się złapać na taką reklamę.